Chyba nikt nie ma wątpliwości, jaka jest najbardziej oczekiwana polska premiera 2015 roku. Od chwili zapowiedzenia Dzikiego Gonu przez CD Projekt RED zaczęliśmy zastanawiać się, czy gra sprosta rosnącym z każdym dniem oczekiwaniom. I wiecie co? Niemal jej się to udało.
Od zawsze miałem spore problemy z ocenianiem kolejnych wiedźmińskich erpegów. Przyczyna tego stanu rzeczy jest bardzo prosta – to jedne z nielicznych gier, w których opowieść przedkładałem ponad mechanikę rozgrywki. Owszem, dostrzegałem i wciąż dostrzegam wiele niedoskonałości, niefortunnych rozwiązań, czy wręcz błędów. Jednak zawsze najważniejsze były historie. Te wielkie i te całkiem małe. Te zmieniające obraz świata i te opowiadające o uwikłanych w jego tryby maluczkich. Przede wszystkim zaś potrafiące u grającego wywołać prawdziwe, często skrajne emocje A jedno mogę teraz powiedzieć z czystym sumieniem – pod tym względem Wiedźmin 3: Dziki Gon wznosi się na wyżyny.
Nie będę tu oczywiście opowiadał o fabule, czy konkretnych bohaterach – tego nie musicie się obawiać. Dość powiedzieć, że odejście od świata wielkiej polityki wyszło Dzikiemu Gonowi na dobre. Oczywiście poniekąd wciąż będziemy uwikłani w różnorodne formy kontaktu z władzami wszelakich szczebli i proweniencji, jednak rozgrywki polityczne stanowią częściej tło, niż treść przygód Geralta. Podejście do fabuły zatoczyło pełny krąg i to chyba jedna z największych zalet gry. Powraca tu dużo z nastroju „jedynki”, spora część rozgrywki skupia się na typowej „wiedźmińskiej robocie”, a i sam główny wątek jest zdecydowanie bardziej kameralny oraz osobisty.