Ach jak niewiele zabrakło, żeby Civilization VI była bezdyskusyjnie najlepszą częścią całej serii. To znaczy, w dniu premiery. W przyszłości z pewnością się stanie najlepsza, tutaj żadnych wątpliwości nie ma. Wystarczy w zasadzie kilka poprawek, nawet nie jakichś wielkich dodatków, nie, zwykłych solidnych aktualizacji, które zaradzą pewnym dość istotnym problemom, które w tym momencie trapią grę i nie pozwalają jej zalśnić blaskiem prawdziwie oślepiającym. W tym momencie jest to blask tylko bardzo mocny. Trochę się go podkręci i będzie pozamiatane już zupełnie. Ale jeszcze nie jest, więc na razie musimy się niestety zadowolić Cywilizacją bardzo dobrą, a jeszcze nie najlepszą. Jeszcze.

 

Civilization VI jest pod wieloma względami rewolucją. Trzęsieniem ziemi w ramach tej szlachetnej, utytułowanej serii. Podtytułem odpowiednim nie można jej było jednak opatrzyć, bo Civilization Revolution już było, na konsolach zresztą. I nie wyszło, jako rewolucja. Tutaj wychodzi, nawet bez nazwy. Na początku oczywiście wydaje się, że zmiany aż tak daleko nie idą, że nie wywracają rozgrywki do góry nogami. Jest ich sporo, ale ogólnie wydaje się, że "szóstka" jest po prostu rozwiniętą, ulepszoną, wzbogaconą wersją Civilization V. Im dłużej się jednak gra, tym bardziej wyraźnie widać, że autorzy poszli do przodu nie o jeden czy dwa kroki, tylko w niektórych miejscach o wiele dalej. Bez kozery powiem, że pięćset nawet. I, co ważne, w dobrym kierunku tym razem. Aż chce się bić brawo i... w sumie, dlaczego by nie. Brawo Firaxis! Lista tych zmian i nowości wprowadzonych w Civilization VI, mniej lub bardziej ewidentnych, jest długa. Nie będę jej tutaj przytaczał w całości, bo recenzja to nie wyliczanka. Recenzja ma powiedzieć, czy jest dobrze, czy źle. A jest dobrze. I skupić się na najważniejszych przyczynach, na tym, co sprawia, że jest dobrze. I przejdźmy może do tego właśnie.