Life is Strange 2 do końca próbowało uderzać w emocjonalną strunę. Z naciskiem na “próbowało”. Zupełnie nie ruszały mnie sceny, które miały budować przywiązanie do bohaterów, aby potem było mi ich szkoda. Niezależnie od zakończenia gry (bo z ciekawości, czy któreś chociaż trochę dźwignie tę historię, obejrzałam wszystkie), nie byłam emocjonalnie zaangażowana w tragedię chłopaków. Zresztą cały czas ich działanie były tak absurdalne i pełne chaosu, że w pewnym momencie miało się ochotę trzepnąć jednego i drugiego, mówiąc, że jednak trzeba używać trochę intelektu. Niektóre symulatory chodzenia mają w sobie więcej emocji niż Life is Strange 2.
Może Amerykanie będą mieli do tego tytułu inne podejście, ze względu na to, że pokazane problemy są im bliższe. Większość bohaterów dzieli się w LiS2 na liberałów i konserwatystów. Mamy więc m.in. przemiłych homoseksualistów, spoko hipisów czy wrednych Amerykanów wrzeszczących “nie wjedziesz do mojego kraju, ty chcąca żyć na socjalu, marna istoto”.